6-10.12.2023 / Białystok

Ojciec, syn, ręka Boga

Ojciec, syn, ręka Boga

Mamy dla Was kolejną recenzję, która powstała w ramach warsztatów dziennikarskich „Pisząc i myśląc o filmie”. Jej autorką jest Joanna Tycyk. Zapraszamy do czytania!

 

Ojciec, syn, ręka Boga

Małe dziecko leżące w kołysce. Cięcie. Ojciec wpatrujący się w dziecko. Cięcie. Dziecko się uśmiecha. Cięcie. Ojciec uderza dziecko. Cięcie. Płacz dziecka. Koniec sceny.

Spośród pięciu filmów wyświetlonych w ramach bloku „Oblicza islamu”, które przenoszą nas w głąb świata muzułmańskiego, najciekawszym pod względem realizacji, najbardziej zaangażowanym społecznie, ale też pozostawiającym wrażenie pewnego dysonansu, jest „Lewa ręka Boga”.
Świat islamu w tym filmie jest światem mężczyzn, w którym dominuje surowa dyscyplina, a autorytet budowany jest za pomocą siły i strachu. Film ukazuje wydarzenia z życia codziennego, w którym zwyczajne czynności wykonywane lewą ręką uznawane są przez muzułmanów za oddawanie czci diabłu. Jednak czy trzeba znać kontekst kulturowy, aby zrozumieć, o czym jest przedstawiona historia?
Pomijając dogmaty i zasady obowiązujące w islamie, „Lewa ręka Boga” to historia o relacjach międzyludzkich. A dokładniej, o relacji między ojcem a synem, opartej na surowej dyscyplinie, gdzie nie ma miejsca na czułość i pochwałę. O tym, że musi stać się coś strasznego i dotknąć nas osobiście, żebyśmy uzyskali nową perspektywę i chcieli coś zmienić. A także o konsekwencjach podporządkowania się, często bezrefleksyjnego, niezależnym od nas regułom kontrolującym wszystkie aspekty naszego życia, w tym wypadku regułom prawa szariatu.
W pierwszej części obraz, utrzymany w odcieniach szarości i symetrycznych, zdyscyplinowanych kadrach, jest spójny z tym, co obserwujemy na ekranie. Z jednej strony zimne kolory i surowe zdjęcia w parze z chłodem relacji pomiędzy ojcem i synem mogą nas dystansować od historii. Z drugiej jednak – kadrowanie postaci w centrum ekranu, zbliżenia na twarze w momentach najsilniejszych emocji dają nam poczucie bliskości z bohaterami i angażują w ich relację. Druga część przynosi zmianę, zarówno od strony technicznej, jak i fabularnej. Chociaż można to uzasadnić rozwojem historii i przemiany bohatera, brak płynności w przeprowadzeniu tej zmiany sprawia, że forma zaczyna odwracać uwagę od treści.
I tu pojawia się dysonans. Różnice między dwoma częściami są na tyle duże, że nie pozwalają na odbiór obrazu jako spójnej całości. I nie chodzi tu o przerost formy nad treścią, a samą formę, która kradnie uwagę i prowokuje pytania odsuwające nas od bohaterów. Informacja o celowym braku polskich napisów sugeruje, że właśnie w tę stronę miała być zwrócona czujność widza, to obraz przede wszystkim miał do niego przemówić. Czy udany to zabieg, trudno mi ocenić.
Obraz islamu w naszej kulturze oparty jest częściej na stereotypach i zasłyszanych opiniach niż na znajomości jego źródeł i historii. Brak wiedzy może przeszkadzać w dostrzeżeniu istoty problemu, który chciał przekazać reżyser. Umieszczenie filmu w bloku „Oblicza islamu” jest dodatkowym ograniczeniem, bo automatycznie ustawia go w kontekście religii. Jednak z drugiej strony świeżość spojrzenia i nieznajomość kontekstów kulturowych może pomóc w dostrzeżeniu uniwersalnej wymowy. Paradoksalnie, im mniej jasna historia, rozgrywająca się w innej kulturze, im więcej pytań wynikających z tej niejasności, tym większe zaangażowanie widza próbującego znaleźć na nie odpowiedź.
Joanna Tycyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *